KOMAR 38 SPL

         Polskie zakłady zbrojeniowe w Skarżysku - Kamiennej obecnie mają w swojej ofercie amunicję niepenetrującą dla kalibrów pistoletowych 9 mm Luger i Makarow. Od niedawna pojawia się w sklepach produkowana wcześniej, pożądana już chyba czysto kolekcjonersko, amunicja rewolwerowa z owadziej serii „Komar/Osa/Szerszeń”. Trudno uznać ofertę za atrakcyjną cenowo, bo 9 zł za sztukę, choćby w kategorii kuli specjalnego przeznaczenia, to bardzo dużo. Do czego właściwie służy współcześnie prezentowany nabój z pociskiem typu „Komar”? Zasadność użycia amunicji woreczkowo - śrutowej w warunkach defensywnych jest kontrowersyjna. Jeśli już ktokolwiek jest zmuszony do zastosowania ostatecznych środków obrony, użyje raczej mocnej kuli półpłaszczowej - a tych na półkach sklepowych całe szczęście już nie brakuje. Pocisk woreczkowo – śrutowy przeznaczony był docelowo do zastosowania na pokładach samolotów i tutaj z pewnością sprawdziłby się znakomicie, jednak stosowany w celach samoobrony wymaga zdecydowanie indywidualnych przemyśleń.

 

          W odróżnieniu od znanych produktów amerykańskiej firmy CCI i pocisków typu Shotshell, woreczek śrutowy umieszczony sprytnie w plastikowym kontenerku wcale się nie rozpada i nie zasypuje śrucinami celu. Tutaj nastąpić powinna wymuszona fragmentacja kontenerka i rozpłaszczenie woreczka po uderzeniu w cel. Można domyślać się, że pociski typu „Komar” nie mają szczególnej celności i służą strzałom na odległości do kilku metrów. Plotki głoszą, że pociski zostały opracowane pod kątem długich luf i ostrych gwintów, które powinny powodować rozpadanie się kontenerka i natychmiastowe rozpłaszczanie woreczka. W teście strzelaliśmy tylko w celu odzyskania pocisku, więc za kulochwyt posłużyła nam wysłużona ale obszerna encyklopedia. Kontenerek poprowadził jednak woreczek dość głęboko i co ciekawe wcale nie rozpadł się na drobniejsze części, a tylko popękał. Wbił się wraz z woreczkiem na kilkaset stron, skłaniając do refleksji, że penetracja w nieosłoniętym ciele może być dość niebezpieczna. Sam kontenerek też nie wygląda na „mięczaka”, jest dość gruby i niestety twardy. Widoczna jest też skłonność woreczka ze śrutem do zlepiania się ładunku wewnątrz - odzyskaliśmy rozciągnięty, ale nierozerwany mieszek. I takie jest chyba docelowe założenie braku fragmentacji i kontrolowanego rozpadu śrutu.

              Mieszek ma podwójną budowę, składa się ze zdublowanych cząstek materiału łączonych klejem (być może na obrzeżach zgrzewanych ze sobą). Woreczek rozciągnął się do jajowatego kształtu o wymiarach 25x22mm. Odzyskana masa woreczka wraz z kontenerkiem wyniosła 51 granów. Masa drobnego śrutu wewnątrz to 40,4 grany. Biorąc pod uwagę prędkość zerową ok. 250 m/s, uzyskamy ok. 100J energii wylotowej. Mocniejsze wersje naboju z rodzimego Meska uzyskują odpowiednio 300 i 350 m/s dla pocisku „Osa” i „Szerszeń”. Testowany, najsłabszy z owadziej rodzinki dysponuje dobrze ponad setką drobniutkich śrucin. Domyślamy się, że woreczki ze śrutem są analogiczne w mocniejszych wersjach, dysponują jednak większymi ładunkami prochowymi. Jeśli nie wartość kolekcjonerska przyciągnie nas do kultowych już dzisiaj wyrobów skarżyskiej fabryki, to gdzie zastosować kulę woreczkowo – śrutową? Amerykanie swoje „shotshelle” z powodzeniem używają do odstrzeliwania drobnych gryzoni, węży czy odstraszania niedużych drapieżników. Rodzime, śrutowe „owady”, gdyby polskie prawo zezwalało, mogłyby też temu celowi służyć. Inne zastosowania śrutowego „Komara” nie przychodzą niestety do głowy...