MAUSER 1914
2019-02-06 19:16
MAUSER 1914
Kto z nas nie słyszał tej surowej i szorstkiej nazwy, nawet nasze zdemilitaryzowane najczęściej małżonki kojarzą Mausera z czymś do strzelania… A królewska fabryka ze schwarzwaldzkiego Oberndorffu zasłużyła na ten „posłuch” przez lat ponad dwieście. Powstawała w czasach romantyków, wzniosłych idei, upadków i zachwytów w imię miłości – a stworzyła jeden z najbardziej zabójczych czterotaktowych zamków w karabinie powtarzalnym, potwornie skutecznego „broomhandla” i chyba jeden z najbardziej zawiłych, niesymetrycznych, niepowtarzalnych maszynowo stworów na rynku broni ręcznej – weterana dwóch wojen światowych – MAUSERA mod. 1914!
Do testu udało nam się pozyskać pistolet z drugiej serii produkcyjnej wyprodukowany tuż przed wybuchem I wojny światowej, między czerwcem a sierpniem 1914 roku. To duża rzadkość kolekcjonerska, nie tylko ze względu na doskonałe, oryginalne wykończenie, pełną zgodność numeryczną, ale produkcję tej wersji w ilości zaledwie 10 tysięcy egzemplarzy. Model trzeci Mausera 1914 był w produkcji od 1914 roku do 1923 i wyszedł już w ilości ponad 282 tysięcy sztuk. Mieliśmy też okazje porównać nasz egzemplarz z wariantem trzecim, o bardzo niskim numerze seryjnym, wyprodukowany tuż po wybuchu wojny, również w 1914 roku – i rzeczywiście jakość obróbki i wykończenia po rozpoczęciu wojny zdecydowanie spadła.
Mod. 1914 z różnymi zmianami pozostawał w produkcji do 1941 roku i ostatni wariant – szósty nosił nazwę Mauser 1914/34 i kończył się na numerze 617 000. Krótki wgląd do skali produkcji na przełomie ćwierćwiecza wskazuje na wysoką wartość kolekcjonerską testowanego egzemplarza. Pomimo doskonałej kondycji technicznej, oryginalnego wykończenia, pełnej zgodności numerycznej, 105 lat dało się nieco we znaki lufie i wnętrzu broni. Wydaje się, że broń przeleżała gdzieś w bardzo dobrych warunkach, jednak wewnętrznie nie została należycie zakonserwowana – lufa i częściowo szkielet pod okładkami chwytu noszą drobne ślady korozyjne. Co ciekawe, gwint w lufie jest bardzo wyraźny, co wskazuje, że broń faktycznie nie strzelała zbyt wiele, podobnie wnętrze zamka, jego czoło, prowadnice w szkielecie, wyciąg wyglądają świetnie. Oksyda wciąż nosi pozostałości przepięknego, lśniącego burgundu, jednak przy mocnym, sztucznym świetle widoczne są drobne ubytki korozyjne. Z racji ponad stuletniego rodowodu, przeciętnego stanu lufy i broni typowo kolekcjonerskiej zdecydowaliśmy się jedynie na sprawdzenie działania mechanizmów broni - z pistoletu odstrzeliliśmy 5 pocisków typu FMJ. Broń jest całkowicie sprawna, gwint na odzyskanych kulach jest wyraźny, mechanizmy są niezwykle precyzyjnie wykonane tradycyjną obróbką frezerską, poza tym są tak masywne, że powierzchniowa korozja była w stanie im zaszkodzić jedynie estetycznie.
0,
Co na wstępie rzuca się w oczy współczesnemu użytkownikowi broni krótkiej – to ergonomia i estetyka… Mauser 1914 jest bronią o budowie mało intuicyjnej, z bardzo trudno dostępnym zatrzaskiem magazynka – o ile w ówczesnych konstrukcjach zatrzaski w dnie chwytu dało się w miarę komfortowo obsługiwać, to w M1914 wymaga to tężyzny fizycznej. Bezpiecznik magazynkowy pozostawia nas bezbronnym w wypadku amunicji na podorędziu, ale braku lub uszkodzeniu magazynka. Zamek, jak to w konstrukcjach Mausera, po wystrzeleniu ostatniego naboju pozostaje w tylnym położeniu, jednak zrzucimy go tylko, wsuwając magazynek – pełny lub pusty – szybka obsługa broni może skutkować tutaj przypadkowym wystrzałem, poza tym magazynek jest niezbędny w celu rozłożenia broni do wstępnego czyszczenia... Bezpiecznik jest na tyle „niebezpiecznie” umieszczony pod kciukiem, że przenoszenie broni z nabojem w komorze błaga o rozsądek. Na marginesie igliczny mechanizm uderzeniowy jest bardzo czuły na uderzenia i przypadkowe ściągnięcie spustu nie należało na pewno do rzadkości. Dzisiejsze fora internetowe, szczególnie amerykańskie, gdzie broń kolekcjonerska cieszy się szczególną estymą, ostrzegają o współczesnych przypadkach odpalenia naboju przy przeładowaniu broni, co nie dziwi ze względu na wiek naszego weterana – kolekcjonerzy rodzimi powinni ładować nabój do starej broni „iglicznej” jedynie w miejscu odosobnionym i bezpiecznym. Co do budowy pistoletu, również mielibyśmy dzisiaj sporo zastrzeżeń. Samo rozkładanie broni, laika wprawia w osłupienie –
-
Należy odciągnąć zamek w tylne położenie, następnie przekręcić główkę zatrzasku lufy, zwalniając wcześniej płaską sprężynę utrzymującą owy zatrzask w szkielecie broni.
-
Następnie wyciągnąć lufę i ponownie załadować pusty magazynek w celu odblokowania zamka, przytrzymując jednak zamek, aby zlicować go z ogonem szkieletu.
-
Przytrzymując zamek w tym położeniu ściągnąć spust, aby zrzucić napiętą iglicę.
-
Wyciągnąć teraz pusty magazynek i ściągnąć zamek wraz z żerdzią i sprężyną powrotną, iglicą i sprężyną uderzeniową.
-
W celu pełnego rozłożenia pistoletu, odkręcić śruby uchwytu i ściągnąć w tył okładki chwytu, podciągnąć w górę pokrywę mechanizmu spustowego, usunąć przerywacz, bezpiecznik, zwalniacz bezpiecznika, sprężynkę bezpiecznika i dźwigni spustowej, wyciągnąć język spustowy i szynę spustową, ewentualnie płaską sprężynę zaczepu magazynka i zaczep zamka.