FEG P9R/ MAUSER 90DA

FEG P9R / MAUSER 90DA

 

           Do testu otrzymaliśmy pistolet, który niby nie jest przedmiotem pożądania i zachwytów, niby pochwalić się w towarzystwie nie ma czym, niby to tylko klasyczna dziewiątka z dawnych lat, a jednak…

            P9R pochodzi w prostej linii od Browninga HP i Smith&Wessona mod. 59, z których zapożyczono nie tylko wygląd zewnętrzny, ale i cześć rozwiązań systemu ryglującego oraz mechanizmu spustowego wraz z bezpiecznikiem skrzydełkowym na zamku. Z początkiem lat 90 – tych budapesztańska fabryka z ponad stuletnią tradycją postanowiła do swojej oferty dołożyć broń z samonapinaniem kurka opartą na klasycznym Browningu. Tak powstała odmiana P9R i jej kolejne wcielenia. FEG w tym czasie miał już bogaty zestaw artylerii ręcznej kopiowanej bezwstydnie na Browningu HP o nazwie roboczej P9, stąd nie należy mylić tych pistoletów, bo prezentowany model tylko zewnętrznie przypomina starego wojaka z lat trzydziestych. 

 

          P9R spotkamy też pod innymi nazwami na różnych rynkach, stąd na tym samym pistolecie mamy logo Mausera z oznaczeniem 90 DA, Kettnera, czy amerykańskiego KBI. Nasz egzemplarz nosi swojską skądinąd nazwę „Parabellum”. Broń może różnić się wykończeniem – prezentowany egzemplarz skusił właściciela niską ceną i polerowaną wiśniowo – czarną oksydą. Węgierskie pistolety w stanie magazynowym, zapakowane w plastikowe pudło, z dwoma magazynkami w zestawie znajdziemy za ok. 1500 zł. Testowana broń również nosiła minimalne ślady zużycia, albo raczej odleżyn, bo z pewnością zbyt wielu kul nie wystrzeliła. Warto zauważyć, że oksyda, pomimo walorów estetycznych nie jest najwyższej jakości, dość łatwo ją zarysować, podobnie jak aluminiową wkładkę grzbietu chwytu, która ma jedno i zasadnicze zadanie – odchudzić nieco opasłego „Fega”. A jest z czego zabierać, bo masa załadowanej broni to 1170 g/ z pustym magazynkiem - 1000 g… Dodatkowo dochodzą rozmiary – ponad 205 mm długości i niebagatelny chwyt do łapy typowo wojskowej, bo w rozmiarze XXL – 36 mm szerokości rekompensują estetyczne, orzechowe okładki. Korpulentną formę wzbogaca dodatkowo duży bezpiecznik na zamku i solidny zatrzask zamka pełniący jednocześnie funkcję łącznika z żerdzią sprężyny powrotnej. To nie jest broń do noszenia skrytego, to wyłącznie narzędzie pracy jednostek mundurowych. Wydaje się, że P9R na krótką chwilę wypełnił niszę pomiędzy rewolucją cudownych dziewiątek i wchodzących na rynek lekkich szkieletów a ciągłą jeszcze potrzebą posiadania ciężkiej i solidnej broni z samonapinaniem. 

* powyżej w zestawie z filigranową Astrą Firecat
 

            XXI wiek w praktyce jednak wyparł klasyczne „Fegi” tak szybko, jak się pojawiły. Poza tym obok P9R na rynku było już tak wiele nowocześniejszych lub renomowanych konstrukcji, że kolejna, ciężka i pękata „dziewiątka” nie miała racji bytu na dłużej niż dekadę. Nie posiadamy wiedzy, czy pistolet jest wciąż w produkcji, ale biorąc pod uwagę jego mocno konserwatywne korzenie, pozostaje raczej kolejnym dinozaurem pośród tłumu nowocześniejszych broni.

               FEG P9R posiada zalety, które mogą przez wielu zostać uznane za wady i na odwrót. Duża masa powoduje znakomite zachowanie przy strzelaniu, ciasne przyrządy celownicze pozwalają na celne strzelanie, jednak spust jest tak niemiłosiernie twardy i ma niską kulturę pracy, że docelowo można broń odłożyć wyłącznie do zawodów amatorskich i rekreacji, ewentualnie próbować wymiany sprężyn i interwencji rusznikarskiej. Szczególnie koszmarne jest samonapinanie – jeśli startujemy z kurka zaczepionego na zębie zabezpieczającym, mamy wrażenie twardego spustu, jeśli jednak spróbujemy strzelać z pozycji zerowej, to zapomnijmy w ogóle o celnym strzelaniu, siła do przezwyciężenia sprężyny jest zbyt duża. 

            Po bardzo pękatym chwycie spust jest najpoważniejszą wadą tej broni. Praca pistoletu w trybie SA jest już przyzwoita, broń świetnie współpracuje ze strzelcem przy szybkim strzelaniu, ma też bardzo krótki i wyczuwalny reset. Problemem w strzelaniu szybkim i intuicyjnym może okazać się znalezienie dodatkowych magazynków, od czasu do czasu pojawiają się w mało przyzwoitej cenie. Magazynki są z kolei solidne i stalowe, mieszczą  fabrycznie 14 nabojów, choć jeszcze jeden da się na upartego upchnąć i broń działa. Podobno pasują po drobnych przeróbkach magazynki od Beretty M9 i S&W M59 – jednak nie mieliśmy okazji zweryfikowania tych informacji.

            P9R ma ogólnie budowę pancerną, to stara szkoła, w której widoczne są ślady grubych frezów, nikt nie oszczędzał na materiale, części są odkuwane ze stali. Ciekawostką jest lufa, klasycznie bruzdowana – jednak rzuca się w oczy jej dwuczęściowa budowa wzorowana na Browningu HP czy starych Coltach 1911. Wyraźne jest oddzielenie komory nabojowej od kutej lufy. Rozwiązanie podyktowane być może oszczędnością kosztów lub tradycyjną technologią – co istotne nie ma żadnego wpływu na trwałość broni.

             Pistolet jest przeciętnie celny – w jednym teście strzelaliśmy z przedwojennego Lugera 7.65 Parabellum i ten staruszek wypadał wyśmienicie na tle broni węgierskiej. Zdecydowanie to wina spustu „Fega” i prawie zerowych śladów użytkowania – miejmy nadzieję, że mechanizm dotrze się po kilkuset strzałach. Rzecz warta odnotowania - FEG to broń wojskowa, nie cywilna, i przyrządy celownicze są ustawione na 50 metrów, stąd też średni punkt trafień na 25 metrach układał się dość wysoko.  

            Jak wspomnieliśmy wcześniej, masa i obszerny chwyt mogą dla wielu stanowić zaletę, broń poza tym jest bardzo ładna, nieźle wykończona, na pewno wzbudza zaufanie. Subiektywnie razi zbyt duży bezpiecznik/dekoker na lewej stronie zamka. Testujący pistolet, wolałby zdecydowanie wewnętrzną blokadę iglicy, której na próżno szukać w węgierskiej broni. Dodatkowym zabezpieczeniem jest możliwość pozostawienia kurka na zębie zabezpieczającym, co jednak budzi mieszane uczucia, bo pod kurkiem mamy wtedy odbezpieczoną iglicę – tę oddzielimy od kurka jedynie bezpiecznikiem skrzydełkowym, który obniża kurek do najniższej pozycji. W tym egzemplarzu, całe szczęście, zrezygnowano z bezpiecznika magazynkowego, choć literatura podaje, że P9R powinien być w takowy wyposażony – pamiętajmy jednak, że nasza odmiana jest sygnowana mianem „Parabellum”.

          Podsumowując, FEG P9R, Mauser 90 DA, Kettner czy nasze Parabellum to pistolety, które można polecić, szczególnie tym, którzy uwielbiają kawał frezowanej stali i szorstki, wojskowy sznyt. „Fegowi” daleko do nowoczesnych pistoletów, jednak taki urok broni tradycyjnej, masywnej i dużej, przeznaczonej do sporej kabury na mundur. Cieszy wygląd, zachowanie przy strzale, podobieństwo do HP – ka, ale również cena, bo za niewiele ponad tysiąc złotych dostajemy całkiem zgrabny i ładny kawałek frezowanej stali na lata użytkowania.          

* tu w zestawieniu z kompaktową Astrą A-80 z rewelacyjnym chwytem