Tani, niezawodny, ergonomiczny, kompaktowy, celny – takie jest nowe CZ P-10 S. Jeśli ktoś szuka skutecznej i mocnej broni do defensywy, niech bierze w ciemno, ewentualnie niech poluje na mniejszego brata (czy siostrę?) CZ P-10M – jeszcze mniejszy, węższy, subiektywnie ideał w kategorii EDC za niską cenę. Niestety nie mieliśmy okazji testować jeszcze małej eMki, bo krótka partia rozeszła się błyskawicznie po naszym rynku. Mieliśmy z kolei doświadczenie z CZ P-10 C, który zrobił bardzo pozytywne wrażenie, mało że tani, zgrabny, ze świetnie profilowanym chwytem, to celny i niezawodny, i subiektywnie lepszy od Glocka każdej generacji. Nie ma sensu przepłacać za generację piątą, kiedy CZ P-10 w wersji C kupimy o 1000 zł taniej. Zarówno w wersji C i S mamy te same rozwiązania w systemie zabezpieczeń, zmiennych nakładek chwytu, przyrządów celowniczych i ryglowania.
W fabrycznym, obszernym pudle otrzymujemy dwa magazynki, trzy nakładki chwytu w rozmiarach S, M, L, plastikowy wycior z uchem oraz wycior ze szczotką nylonową. Sprytne pudło bez modyfikacji mieści zarówno duże wersje P-10, kompakty i prezentowany subkompakt. CZ P-10 S testowaliśmy w kategorii typowej defensywy, od razu zostały więc zakupione dwie kabury wewnętrzne – jedna zamszowa z polskiego Kajmana, druga plastikowa izraelskiego Fobusa. Tutaj wstyd się przyznać, ale Fobus wykonuje solidniejszą robotę, choć to plastik – jest dość miękki i elastyczny, nieco węższy od Kajmana, skutecznie trzyma pistolet, nie rysuje broni, jest komfortowy i na dodatek uniwersalny. Fobus mieści i świetnie trzyma kilka kompaktów i dużych pistoletów z serii M&P Smith&Wesson, CZ P-10 i Glock… Na marginesie, kolejną, taką samą kaburę, dedykowaną tylko do Glocków dokupiliśmy do modelu 26 – świetne rozwiązanie, mocne trzymanie za kabłąk, dobry wygląd i funkcjonalność, cena niska, zaledwie 120 zł.
Wracając do prezentowanego pistoletu – CZ P-10 S jest bronią subkompaktową, to znaczy, że mieści się w przedziale pomiędzy Glockiem 26 i 19, to mniej więcej odpowiednik testowanego przez nas XDM z lufą 3,3”. Od 26 – tki dzieli go niespełna 10 mm różnicy w długości, wysokość jest niższa! Pistolet ma niespełna 170 mm – rozmiar ten pozwala na umieszczenie w zamku 90 mm klasycznie bruzdowanej lufy i skuteczne rozpłaszczanie kul grzybkujących, szczególnie że ślizg do komory nabojowej jest pięknie polerowany i ma ok. 40 stopni nachylenia. W teście pistolet nie grymasił, połykał zaokrąglone HP, stożkowe XTP, standardowe FMJ, specjalne kule śrutowe Shotshell. W kategorii wymiarów istotna dla P-10 S jest wysokość - tylko 116 mm z magazynkiem krótkim - 12 nabojowym. Wszerz jest już gorzej, bo eSka mierzy sobie 26mm w zamku, jednak manipulatory, tutaj zatrzask zamka, zwiększają ten wymiar do 31mm. Z drugiej strony to wciąż mniej od S&W na szkieletach J. Subiektywnie rzecz ujmując, rezygnacja z zatrzasku i pozostawienie blokady wewnętrznej działającej przez przekoszenie zamka pozwoliłoby na sporą oszczędność, szczególnie że obustronny zatrzask jest bardzo twardy i częściej zrzucamy zamek z tylnego położenia ręcznie. Możemy się domyślać, że rozwiązania tego typu w broni EDC służą właśnie kontynuacji walki w wypadku utraty władzy w jednym ręku, jednak w kategorii komfortu przeszkadzają, zwiększając rozmiary i tak szerokiej broni.
CZ P-10 S ma niewiele wad – jedną i bardzo istotną jest masa broni załadowanej – to prawie 900 g z 12 nabojami w krótkim magazynku. S&W mod. 37 w wersji z aluminiowym szkieletem w stanie załadowanym waży niespełna 500g. To ogromna różnica w kategorii komfortu noszenia – małych i lekkich szkieletów J prawie nie czujemy w codziennym użytkowaniu, 900g w subkompaktowym opakowaniu to już dużo. Oczywistym jest fakt niższej skuteczności w walce pięciokomorowego rewolweru w stosunku do pojemnej dziewiątki, jednak fakt ten wciąż podlega dyskusji, bo defensywa polega na doskonałym wyuczeniu powtarzalności zaledwie kilku czynności: wyciągnięcie broni, oddanie 2-3 strzałów i wycofanie się. Mocna i pojemna broń w wypadku braku tych umiejętności jest zbędna. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, kiedy słabo wyszkolony strzelec wygrzebuje z fałd ubrania pistolet, w stresie przeładowuje go i strzela na oślep, wypruwając kilkanaście kul w kilka sekund. Tutaj jest niezbędny bardzo długi i systematyczny trening mięśni, kondycji psychofizycznej, koordynacji, strzelania intuicyjnego, opanowania huku, strachu, zasad bezpieczeństwa, a przede wszystkim umiejętność negocjacji, opanowania stresu, niegenerowania sytuacji zagrożenia, wycofania się ze strefy potencjalnie ogniowej. Wydobycie broni i strzał to konieczność i ostateczna decyzja z masą konsekwencji prawno – moralnych.
Pomijając jednak dywagacje, których pewnie nie brak we współczesnych mediach, P-10 S to dobra i raczej sprawdzona broń. Dlaczego raczej? Niby Czesi powielają stary i niezawodny schemat działania broni przez przekoszenie lufy i jej ryglowanie w oknie wyrzutowym prostopadłościenną komorą nabojową, niby system zabezpieczeń wykorzystuje znany i sprawdzony języczek w spuście i sterowanie wewnętrzną blokada iglicy, jednak… I tu jedno „jednak” – bo nad blokadą iglicy należałoby się pochylić i zajrzeć dokładniej w mechanizmy broni. O ile większość pistoletów wykorzystuje blokadę iglicy w formie solidnego kołka, który musi zostać wypchnięty przez szynę spustową, to tutaj mamy delikatny występ z maleńką sprężynką sterowany kolejnym występem na szynie spustowej. Fora amerykańskie zgłaszały wielokrotnie obawę o bezpieczeństwo tego systemu, bo iglica na wyciągniętym zamku odpala spłonkę naboju treningowego po uprzednim ręcznym naciągnięciu – blokada nie działa? CZ sugeruje, że mechanizmy pistoletu współdziałają dopiero po złożeniu i broń jest bezpieczna, jednak niesmak i niepokój pozostają, szczególnie że blokada i iglica pracują w plastikowej i dość tandetnej tulei. CZ zastosowało nieco nietypowe rozwiązanie, inne od tego, do którego przywykli użytkownicy i subiektywnie stwierdzając, autorowi testu też ten projekt się nie podoba – szczególnie, że broń ma służyć defensywie i ma chronić użytkownika w każdej chwili, zwłaszcza z nabojem w komorze. Prywatnie sprawdziliśmy ten system na CZ P-10 S i działał jak należy, jednak mała sprężynka utrzymująca blokadę wewnętrzną wydaje się być zbyt słabym zabezpieczeniem.
System rozkładania znamy doskonale z Glocków. CZ P10 nie ma żadnych fajerwerków, to po prostu solidna i skuteczna broń powtarzająca stare schematy budowy. Nowoczesna może wydawać się faktura chwytu i wykończenie zamka, które powinno zapobiec nadmiernemu wycieraniu powierzchni i ewentualnej korozji – warto tutaj zaznaczyć że lufa w stanie fabrycznym nosiła już drobne odpryski i zarysowania? Wada tylko estetyczna, jednak w nowej broni - razi.
Inne ciekawostki – „cezetka” rewelacyjnie wpada w dłoń, nawet z krótkim magazynkiem – to zasługa bardzo głębokiego ogona bobra, nad którym pracuje tylna część zamka. Czesi świetnie przemyśleli tę konstrukcję, broń jest zwarta, masywna, przypomina kompaktowe H&K USP, wydaje się nawet intuicyjnie, że brakuje tutaj zatrzasku magazynka w postaci dźwigienki w dół. Zatrzaskowi przyciskowemu jednak niczego nie można zarzucić i nawet krótki kciuk zwalnia go bez specjalnych zmian w układzie dłoni.
Godną uwagi jest faktura plastikowego szkieletu – nazywana teraz modnie agresywną. Chwyt eSki obsługuje się świetnie w rękawicach taktycznych, jednak pozbawiona ochrony dłoń odczuwa w pierwszym kontakcie agresywną strukturę ząbków na palcach i na zmiennych nakładkach. Tu uwaga – CZ dostarcza trzy wymienne nakładki, jednak roll pin, który trzyma tę oryginalną jest tak trudny do wybicia, że nie udało się sprawdzić, czy pozostałe są lepsze… Szkoda że nie zastosowano zwykłego kołka jak w P99, tutaj wszędzie mamy skręconą spiralnie blachę, która żadną siłą nie zamierza opuścić swojego gniazda. To duży minus konstrukcji, który odstrasza domowych majsterkowiczów…
Koniecznie należy pochwalić Czechów za przyrządy celownicze, otrzymujemy bowiem stalowe, wygodne, duże, wymienne i fluorescencyjne – Glock tego nie ma w standardzie. Celność broni jest wyśmienita, na dystansie 20 metrów uzyskaliśmy przestrzeliny w okręgu 15 cm. Dla broni defensywnej to doskonały wynik pozyskiwany na każdej amunicji, również półpłaszczowej HP. Nie odnotowaliśmy też żadnych zacięć, broń działa pewnie, jest stabilna, plastikowy szkielet pochłania dużą część odrzutu, dłoń jest głęboko wepchnięta w szkielet, uchwyt typu clamshell pozwala słabszej dłoni na oparcie kciuka wzdłuż rowkowanej powierzchni szkieletu. Zamek ma poprzeczne i wyraźne ząbkowanie dla odciągnięcia również w przedniej części. Subiektywnie, bardzo podoba nam się lufa eSki, potężna, grubościenna, z solidną komorą nabojową – ta rura dużo wytrzyma. Świetnym rozwiązaniem i poprawionym w stosunku do wersji „C” jest podwójna sprężyna powrotna ze stalową żerdzią – w P10 C żerdź jest plastikowa i po kilkuset strzałach wygląda już mało atrakcyjnie.
Podsumowując, gdyby nie niepokojący zgrzyt z blokadą iglicy, nowy CZ P-10 S byłby liderem przy skutecznym marketingu, podobnie jak chorwackie XDM – nie dość że celny, ergonomiczny i skuteczny, to tani – mocnego subkompaktu w cenie 1800 zł próżno szukać na rynku.