SPEEDLOADER HKS i ERGO DELTA GRIP

SPEEDLOADER HKS 36-A

i ERGO DELTA GRIP

          Lekki, aluminiowy rewolwer, niespełna dwucalowa lufa i kaliber .38 Special cieszą się niesłabnącą popularnością pośród strzelców defensywnych całego świata. Pięciokomorowy bęben w zupełności wystarcza, a siła Magnum nie jest koniecznością, kiedy zastosujemy skuteczną amunicję półpłaszczową ze wzmocnionym ładunkiem + P; dodatkowo łatwość ukrycia i natychmiastowej gotowości do strzału w warunkach skrajnego napięcia jest nieprzeceniona. Problemem zwolenników rewolwerów defensywnych przeznaczonych do skrytego noszenia jest mała pojemność bębna i trudność jego ładowania, zdecydowanie niekonkurencyjna w stosunku do pistoletów o nierzadko podobnej masie i mniejszych rozmiarach. Faktem niepodlegającym dyskusji jest zdecydowanie szybsza wymiana magazynka w małym pistolecie w stosunku do ręcznej wymiany bębna. W sukurs przychodzą Amerykanie, którzy od lat stosują wszelkiego typu  "wynalazki" przyspieszające powyższe czynności. Speedloadery, jetloadery, szybkoładowacze w formie pasków amunicyjnych „quick strip” zdecydowanie tę czynność przyspieszają; przy odrobinie wprawy można załadować bęben równie skutecznie i szybko jak wymienić magazynek w pistolecie.

            Zakupiliśmy więc znany i bardzo ceniony Speedloader amerykańskiego producenta HKS, a do testu posłużył wół roboczy - S&W mod. 37. Nieprzypadkowo też właśnie ta broń znalazła w naszych rękach uznanie – wielu strzelców w Polsce posiada starsze J – frame’y z racji tego, że są na rynku ogólnodostępne i tanie, a po drugie są równie niezawodne jak i piękne. Oczywiście każda nowsza konstrukcja jest potencjalnie lepsza, nowocześniejsza, wykonana z mocniejszych materiałów, często wzbogaconych skandem, tytanem, wanadem a przez to jeszcze lżejsza, bezpieczniejsza w użytkowaniu. Dodatkowo nowsze projekty wyposażone są w dźwignie pośredniczące, przerzutowe iglice w szkielecie, niskoprofilowe, zaokrąglone zatrzaski bębna. Jednak starego Smith’a kupimy za ok. 1500 zł, a nowsze konstrukcje szybują cenowo do granic 5 – 6 tysięcy… Stąd też zostaliśmy przy modelu 37 z lat 70 – tych, z krótkim, pozbawionym ostrogi kurkiem. Pomimo zaawansowanego wydawałoby się już wieku, broń jest wciąż we wzorowym stanie i starzeje się z gracją adekwatną artefaktom kultowym, ikonicznym. Z fanaberii i ciekawości dodaliśmy jeszcze efektowną, bo nie do końca efektywną, okładkę chwytu, ale o tym za chwilę…

            HKS-y są świetnie wykonane, leciutkie jak piórko (tylko 16 gramów), zgrabne, bez ostrych krawędzi, a co istotniejsze sprawdzają się fenomenalnie – nawet w konstrukcji tak filigranowej jak mały szkielet lekkiego rewolweru. Pomysł na szybkoładowacz HKS-a jest w zasadzie prosty: twardy, plastikowy cylinder posiada pięć gniazd, ściankę ograniczającą, spinającą całość aluminiową oś zakończoną moletowaną gałką. Wewnątrz znajduje się jeszcze prostszy, gwiazdkowy mechanizm zamykający i otwierający kryzy nabojów kalibru 38/357. Oś w przedniej części posiada zatyczkę w formie małego roll pina, który obracając się na kulkowym łożysku ze sprężynką zaciska lub otwiera kryzy nabojów. Urządzenie działa znakomicie. Wprowadzamy do gniazd ładownika naboje i zamykamy gwiazdkę – kręcąc gałką w lewo; następnie wprowadzamy naboje do bębna rewolweru – obracamy gałkę w prawo, gwiazdka wypuszcza luźno amunicję; wyciągamy puste urządzenie i broń jest gotowa do strzału. Przy odpowiednich ćwiczeniach można tę czynność wykonać sprawnie i szybko.

           HKS to produkt wart swojej ceny, szczególnie, że ta jest naprawdę niska i wynosi niewiele ponad sto złotych. Kto strzela gęsto ze swoich pękatych zabawek może śmiało celować w szybkoładowacze HKS. Firma produkuje urządzenia do wielu rewolwerów, począwszy od wielokomorowych, sportowych kalibrów 22 LR, kończąc na potężnych 44 Magnum i 45 LC – jest w czym wybierać. Problemem w Polsce jest oczywiście dostępność urządzeń, za drobnymi wyjątkami pozostają sklepy amerykańskie – na przesyłkę poczekamy ok. 2 tygodni.

             Do świetnych HKS – ów dorzuciliśmy nowy chwyt – zupełnie inny od znanych nam gripów Pachmayr’a czy Hogue’a. Ergo Delta Grip to ciekawa konstrukcja, wydawałoby się, że to ostatnie z brakujących ogniw pieczętujących relację miedzy bronią a strzelcem. Chwyt doskonale ergonomiczny, intuicyjny, służący właśnie do strzelania defensywnego, jednoręcznego, wyprowadzający rewolwer naturalnie na linię: oko – dłoń – przyrządy celownicze… Dziwne, ale Ergo Delta Grip będzie miał chyba tylu fanatycznych wyznawców, ilu malkontentów. Porównując do kilku różnych chwytów gumowanych i profilowanych, Ergo Delta Grip jest po prostu jednym z wielu. Wszystko zależy od naszych predyspozycji fizycznych, wielkości dłoni, indywidualnego układu ręki strzelającej z osią przyrządów i naszym wzrokiem. Trudno tutaj wskazać, komu projekt EDG będzie odpowiadać? Na pewno nie osobom o dłoniach małych, drobnych, bo chwyt jest obszerny w przestrzeni grzbietu i części profilowanej (paradoksalnie wąski i ostry na szerokość) – a przecież odbiorcami J frame’ów są często kobiety...      

              Niewątpliwą zaletą prezentowanego chwytu jest jego masa i właśnie szerokość. Projekt nie posiada wkładki stalowej, stąd naprawdę minimalna waga wynosząca zaledwie 55 gramów – gumowane okładki Pachmayr’a ważą 130 g. Sam szkielet jest twardy i sztywny, wykonany z tworzywa sztucznego otoczonego miękkim i przyjemnym w dotyku, zupełnie bezwonnym materiałem przypominającym gumę. Chwyt doskonale nadaje się do ukrycia za pasem spodni, czy w kieszeni w niedużej pocket holster. Kaburkę taką możemy nabyć drogą wysyłkową z zagranicy, ewentualnie zakupić i zmodyfikować popularne etui do telefonu – takich na rodzimym rynku nie brakuje, a spełni tę samą funkcję. Nie jest też dużą trudnością wykonać kaburkę samodzielnie; przecież to tylko dwa kawałki skóry lub innego materiału, które uchronią broń przed zabrudzeniem i paprochami w mechanizmie spustowym. Ergo gripy są naprawdę smukłe i świetnie nadają się właśnie do kieszeni – mają tylko 26 mm szerokości; są też ostro zakończone, przez co zupełnie nie przypominają chwytu broni. Rewolwer ukryty w małej kaburze wygląda raczej jak nieduży nóż o szerokiej, krótkiej klindze w konstrukcji full tang w stylu tasaka. Chwyty, subiektywnie, przypominają też jakiś nowoczesny, uskrzydlony gadżet Batmana - taki mroczny "Bat Grip", którego sam Batman by się nie powstydził...

       Zdecydowanie największą zaletą EDG jest komfort noszenia – broń naprawdę przestaje przeszkadzać w codziennym użytkowaniu. Snubbie przez to staje się najlepszym kompanem w codziennych obowiązkach – masa broni załadowanej pięcioma, mocnymi kulami +P wynosi niespełna 480 gramów. Naprawdę łatwo zapomnieć, że mamy na podorędziu skuteczny i szybki w działaniu oręż w kieszeni – to chyba jeden z niewielu zestawów, który świetnie współpracuje z użytkownikiem.

         A co do samego strzelania z okładkami EDG – niestety nie zauważyliśmy specjalnej poprawy względem innych okładek gumowanych - niby miał być naturalny układ dłoni, złota linia łącząca doskonale punkty w układzie dłoń - broń - cel... Wydaje się jednak, że więcej tu mocy z reklamy i sugestii niż odczuwalnego komfortu. W indywidualnej ocenie przyjemniejsze w strzelaniu są tradycyjnie profilowane okładziny Pachmayr’a. EDG przenoszą sporo naprężeń; czuć strzał, nawet ze standardowego ładunku i kuli 124 granowej. Okładki poza tym nie każdemu przypadną do gustu i wymagają pewnych ćwiczeń w układzie dłoni. W kategorii komfortu noszenia Bat Gripy wychodzą zdecydowanie na prowadzenie, jednak w kategorii strzelania już niekoniecznie - choć warto odnotować, że pochłaniają część energii wystrzału (podobnie jak inne gumowane) i wszystkie palce obejmują chwyt.

          Pewną wadą wszystkich chwytów gumowanych jest kontakt plastikowego cylindra HKS-a z porowatą fakturą gumy, która może blokować wyciągany z bębna szybkoładowacz. Tutaj urządzenie powinno zostać pewnie i dość mocno wrzucone wraz z amunicją do bębna rewolweru. Problem ten nie występuje przy twardych okładkach drewnianych. Ergo Delta Grip kosztuje ok. 220 zł, to przyzwoita cena, warto spróbować, być może nietoperze skrzydełko akurat komuś przypadnie do gustu…