Glock 17 III generacja – o tym jak Austryjak lufy psuje, a Polak tylko głową kiwa…

Glock 17 III generacja – 

o tym jak Austryjak lufy psuje,

a Polak tylko głową kiwa…

         Austriacki producent przez wiele lat przyzwyczajał użytkowników do nieskazitelnej wręcz opinii dotyczącej obligatoryjnego wyposażenia służb mundurowych i użytkowników cywilnych. Przypadki, które opisujemy w poniższym teście nie należą do odosobnionych, podobne opisy pojawiają się również pośród strzelców amerykańskich i europejskich. Osobiście spotkaliśmy się z czterema lufami, które zostały uszkodzone w identyczny lub podobny sposób. Skupimy się tylko na tych przypadkach, nie wdając się w szczegóły samej konstrukcji Glocka. Należy też zaznaczyć, że opisywane uszkodzenia nie wpływają, przynajmniej na chwilę obecną, na celność lub mechanikę broni.

          Trzy spośród czterech uszkodzonych luf zostało odkrytych zupełnie przypadkowo, wady wyszły podczas rozmów na spotkaniach strzeleckich. To skłoniło do dokładniejszego przyjrzenia się ciekawej przecież sprawie. Uszkodzeniom w opisywanych trzech lufach ulegają głównie pola, które wyraźnie zostały poszarpane; widoczne są ubytki materiału przypominające średnio głębokie wżery. Uszkodzenia znajdują w początkowej fazie przewodu luf, bliżej komory nabojowej. Każda z luf miała dokładnie takie same ubytki. Co ciekawe żaden z pistoletów nie był użytkowany intensywnie; żaden nie strzelał wyczynowo; żaden nie oddał więcej niż 600 – 800 strzałów; żaden nie odstrzelił amunicji przeciwpancernej czy +P; każdy został zakupiony jako nowy. Pistolety pochodzą z lat 2016-2018.

          Wydaje się na dzień bieżący, że uszkodzenia nie są na tyle groźne, że mogą powodować przyszłe problemy z nagłym zniszczeniem luf i poranieniem strzelca, jednak zdecydowanie mogą wskazywać na ich krótszą żywotność. Innych  uszkodzeń w tych pistoletach nie stwierdzono, wszystkie bronie są sprawne, poza opisywanymi wadami nie znaleziono poważnych uchybień. Da się co prawda zauważyć brak powierzchni Tenifer, a kosztem tego niską jakość fosforanowania, które ściera się zdecydowanie za szybko. Prywatnie użytkowane  pistolety z serii CZ P10 wypadają na tym tle wyśmienicie, a co gorsza problem jakościowy luf czy słabego pokrycia powierzchni dotyczy tylko Glocka. Powyższe wady stawiają współczesne Glocki w bardzo złym świetle. To z pewnością nie są te same pancerne pistolety, które standardowo strzelają na rynkach całego świata i połykają dziesiątki tysięcy sztuk amunicji różnego rodzaju. Glock III generacji sprzed kilkunastu lat z pewnością zasługiwał na pochwały, jednak zakupiony z ostatnich lat produkcji może być niewypałem o standardzie wykonania na „chybił trafił”.

               Kolejna z opisywanych luf stanowi kuriozum całej sytuacji, bo właściciel właśnie ze względu na niską jakość oryginalnej lufy postanowił zakupić kolejną. Tym razem wymarzył sobie bruzdowaną, przedłużoną, i z gwintem zewnętrznym na wylocie do urządzeń typu kompensator lub tłumik dźwięku. Tutaj zaczął się proces poszukiwań i oczekiwania na dostępność takowej lufy. Użytkownik zdecydował się na zakupy w jednym z najpopularniejszych sklepów lubelskich – i to był niestety duży błąd… Czas dostawy wydłużył się, w końcu końców okazało się, że bruzdowana rura do G17 generacji III jest niedostępna, pozostaje tylko oryginał, poligonalny, jednak przedłużony i z gwintem M13x1. Po kilku miesiącach lufa dotarła do magazynu. Tutaj swoje odleżała, bo klient nie miał czasu do Lublina dojechać, a czas też był pandemiczny i sklep ograniczył wyjazdy. W marcu bieżącego roku udało się; lubelski przewoźnik przejazdem był w okolicy; zakup był błyskawiczny, „podwórkowy”; nikt czasu nie miał, każdy się spieszył. Lufa do III generacji pasowała, numery się zgadzały, wymieniono dokumentacje, faktury, pieniądze, ukłony i inne wyrazy... Wieczorem okazało się, że "rura" nie jest do końca taka jakby się klient spodziewał, choć zupełnie nowa. Co prawda bez żadnego opakowania, wrzucona jeno w plastikową folię bąbelkową i przewiązana taśmą, ale całkowicie fabryczna, magazynowa. W pierwszej kolejności rzucił się w oczy wślizg nabojowy, który wytarł się po kilkurazowym załadowaniu aluminiowego zbijaka… 

        Bez znaczenia, to tylko estetyka, na lakierze się nie jeździ. Jednak dokładniejsze oględziny spowodowały odkrycie surowych śladów obróbki narzędziowej w polach i bruzdach lufy, głębsze i płytsze, mniej więcej w połowie jej długości, na całym obwodzie. Wyglądało to na przeoranie przewodu ostrym narzędziem, które zostawiło widoczne gołym okiem wzdłużne i poprzeczne rysy. Kolejny dzień przyniósł telefon do dystrybutora z prośbą o odbiór uszkodzonej lufy, zanim ta zostanie zarejestrowana. Tutaj nastąpiło „cmokanie”, że przewoźnik już nie wraca tamtędy, i trzeba nieszczęsną "rurę" rejestrować, przesłać zdjęcia do reklamacji i rozpocząć procedurę reklamacyjną… Klient zrozumiał na jaki obrót rzeczy trafił, znaczy się „widziały gały, co brały”… Promesa stracona, pieniądze przepadły, lufa uszkodzona. Minął miesiąc, drugi, trzeci, klient dzwoni w sprawie reklamacji. Dystrybutor zupełnie nie wie, o co chodzi, mówi, że oddzwoni. Mijają kolejne dni, odpowiedzi brak. Sytuacja się powtarza, kolejny telefon, nie wiadomo, gdzie sprawa utknęła. Dopiero wysłany mail z opisem całej sytuacji, dokładnym czasem korespondencji telefonicznej, opisem wysłanych fotografii, sugestią interwencji, doczekał się po kilku dniach następującej odpowiedzi: „Dzień dobry, lufa musi trafić do autoryzowanego serwisu, w celu oględzin”. Tak działa znana lubelska firma, takie lufy są dostarczane do klienta bezpośrednio od austriackiego producenta. Nie wiemy, czy sprawa dotyczy raczej rynku wschodniej Europy, czy pojawia się w szerszym zakresie na zachodzie - jak wspomnieliśmy, znaleźliśmy podobne przypadki na kilku stronach anglojęzycznych. Co jeszcze ciekawe, lufa przeleżała na magazynie kilkanaście dni i nikt nie sprawdził jej pod kątem jakości przewodu, bo i w jakim celu, przecież to ten słynny Glock…

* fotografie w przeciętnie czytelny sposób oddają problem, niestety nie łatwo uchwycić uszkodzenia w przewodzie luf...
 

          Przedłużone cudo na dzień bieżący nie odstrzeliło ani sztuki amunicji, a właściciel zastanawia się, czy jest sens użerać się z procedurą reklamacyjną, kiedy jest się tylko marnym użytkownikiem detalicznym, darować sobie te 1000 zł, przecież raczej się to nie rozerwie, no i "walić" z tego, co jest, a w lufę więcej nie zaglądać… Bo i po co, i tak kij w oko...