ASTRA FIRECAT 25ACP

Astra Firecat mod. 200

              Istnieje w światku strzeleckim wcale niemała grupka broni, która odbiega znacznie swym majestatem od klasycznych wzorców z grubościennymi lufami, w mamucim kalibrze i słusznym rozmiarze – mowa tu o broni kieszonkowej, torebkowej, „pocket gunach”, „snubnoseach”, czyli liliputach, które choć mizerne, to dla niejednego stały się ostatnią deską, ba, nawet listeweczką ratunkową. Ta grupka broni ma też stałą rzeszę miłośników, którzy upatrują w niej nie tyle ratunku w ekstremalnej sytuacji, a zawadiackiego seksapilu…

             Firecat właśnie taki jest, zawadiacki i uroczy. Ten „kociak” uwodzi klasą wykonania, prostotą, niezawodnością, a dziś również ceną. Kto chciałby stać się posiadaczem filigranowego „my treasure”, musi wysupłać z portfela ledwie kilkaset złotych. Znajdziemy pistoleciki w stanie magazynowym, z instrukcją i pudełeczkiem – takiego Firecat’a dostaliśmy właśnie do testu.

              Mała Astra swoimi korzeniami sięga do kultowej już dziś konstrukcji mości Johna Mosesa Browninga – do modelu 1905/1906. Wizualnie pistolet faktycznie niewiele odbiega od pierwowzoru. Podobne rozwiązania znajdziemy również w konstrukcji mocowania lufy, rozkładania broni, w systemie zabezpieczeń. Mała Astra ma jednak wewnętrzny mechanizm uderzeniowy kurkowy, co czyni ją bardziej niezawodną i pewną w działaniu. Zakryty kurek w broni kieszonkowej ma jeszcze jedną, niewątpliwą zaletę – nie zbiera kurzu i paprochów, podobnie jak ukryty mechanizm igliczny. Pewności w działaniu należy też szukać w wykonaniu broni – Astra dziedziczy tradycję hiszpańskiej, solidnej jakości.

              „Kociak” ma porządne, frezowane części, ciężki, grubościenny zamek, mocną żerdź sprężyny powrotnej, przyzwoitą lufę z sześcioma prawoskrętnymi bruzdami, polerowany i stalowy, sześcionabojowy magazynek, bezpiecznik chwytowy, a nawet wskaźnik naboju w komorze! Czego chcieć więcej od takiego maleństwa? Subiektywnie to faworyt w kategorii broni kieszonkowej „pocket gun”, ale już nie defensywnej „backup gun”. Małe „szóstki” zwyczajnie strzelają zbyt słabą amunicją, aby sprostać zadaniom broni do ochrony osobistej. Firecata, podobnie jak każdą „szóstkę”, bierzemy pod uwagę tylko w ostateczności, kiedy na broń główną nie możemy już liczyć, ale przypominamy sobie o skromnej „ankle holster”. Wtedy w sukurs przychodzi zwarta Astra w kal. 25 ACP – 390 g załadowanej stali, 110 mm długości, 80 mm wysokości, i żadnych wystających części.

           Co istotne, broń jest jedną z niewielu w tej kategorii, której autor artykułu zaufałby, przenosząc z nabojem w komorze. Co prawda kurek będzie napięty, jednak bezpiecznik chwytowy oraz bezpiecznik skrzydełkowy pozwolą bez obaw przenosić pistolet. Obok tych zabezpieczeń mamy jeszcze bezpiecznik magazynkowy oraz widoczny wskaźnik obecności naboju – stalowy pręt wystaje z tyłu zamka, informując na wszelkie sposoby o załadowanej komorze.

          Pistolecik działa wyśmienicie, jednak o strzelaniu na dalsze odległości można zapomnieć, nie do tego też ta broń służy. Również przyrządy celownicze raczej utrudniają, a nie ułatwiają celnego strzelania na większym dystansie, a to z racji wykorzystania celownika rynienkowego, albo raczej półrynienkowego, bo mamy tutaj jakby dwie frezowane w zamku szczerbiny – pierwsza krótka, druga dłuższa – nijak ma się to jednak do celowania. Z drugiej strony, kto celuje z tej broni na odległość większą niż kilka metrów? Wada to żadna.

* pod egidą większej, choć wciąż kompaktowej siostry A-80
 

           Znajdą się też pewnie malkontenci, którzy biorąc „kociaka” do ręki stwierdzą, że to takie małe, że z tego nie da się strzelać! Taki urok „mouse gunów”, to pistolety trzypunktowe, miejsca jest tylko dla kciuka, palca wskazującego i tego, którego nieprzyzwoicie pokazywać w towarzystwie. Reszta podtrzymuje magazynek, „żeby nie wylatał”. A na poważnie, nie ma szans, żeby wypadł – zatrzask dolny trzyma go tak mocno, że trzeba wypracować prosty trik przy jego wymianie, ale o tym w praktyce na strzelnicy…  

             Subiektywnie pistolet nie ma wad, autor artykułu zmieniłby tylko bakelitowe (czy plastikowe?), nakrapiane okładki, na jasne drewno, ewentualnie w odcieniu czerwieni, jak na rasowego „kociaka” przystało… ale to tylko fanaberia starego wariata zakochanego we wszystkim, co strzela.

* Sprostowanie do testu w kategorii skuteczności i celności broni:
 
https://gromkolekcjoner.webnode.com/testy-amunicji-defensywnej/25-acp-hornady-xtp-35-gr/